poniedziałek, 21 marca 2016

Kiedy urodziłam synka, czułam się naładowana energią. Poporodowa adrenalina sprawiała, że nie potrzebowałam snu i ciągle mnie nosiło. Jednak te zapasy mocy dość szybko się wyczerpały i okazało się, że bycie matką nie oznacza bycia supermenem i że jednak nadal jestem tylko człowiekiem potrzebującym choć chwili odpoczynku. Przyszły kolki, potem zaczęło się ząbkowanie, a ja zamieniłam się w tykającą bombę. Każdego wieczoru zagłuszanego przez ryk cierpiącego dziecka (tak, ryk, a nie płacz - płacz to jest na głód ewentualnie tęsknotę, a na kolkę jest ryk) i każdej nocy przespacerowanej z popłakującym synkiem na rękach bałam się, że w końcu wybuchnę. Ze zmęczenia, z niewyspania, z braku pomysłu na to, jak ulżyć własnemu dziecku.

Któregoś dnia doznałam olśnienia - przecież TO WSZYSTKO MINIE! Minie kolka, minie ząbkowanie, miną skoki rozwojowe. Miną nieprzespane noce, wiszenie na piersi, brak możliwości zniknięcia z pola widzenia dziecka. Ale dzisiaj, właśnie DZISIAJ jestem potrzebna temu maleństwu, które nie rozumie, dlaczego brzuszek boli, dlaczego dziąsła swędzą, dlaczego sen nie przychodzi mimo zmęczenia. To magiczne zaklęcie "wszystko minie" dodawało mi cierpliwości, choć jeszcze przed sekundą wydawało mi się, że zużyłam wszystkie jej zapasy. W tych trudnych chwilach oddaję się cała mojemu dziecku, odrzucając domowe obowiązki, rezygnując z własnych przyjemności, przesuwając w czasie poczynione wcześniej plany.

Ale dziś nad ranem, kiedy mój synek kolejny raz obudził mnie popłakiwaniem (taaak, spodziewamy się na Wielkanoc drugiego ząbka), a ja tuliłam go w ramionach, choć marzyłam o wizycie w toalecie, doszłam do wniosku, że... cholera, to naprawdę mija! To tak BARDZO SZYBKO MIJA! Przecież on nie dalej jak przedwczoraj ledwie otwierał oczy, a wczoraj nie potrafił obrócić się z brzuszka na plecy. A dzisiaj? Dzisiaj turla się po podłodze, śmieje się w głos, próbuje zjeść swoje stopy, rozpoznaje twarze bliskich. Jeśli akurat zęby nie dokuczają, to budzi mnie pociąganiem za moją koszulę albo dotykaniem mojej twarzy.

Kiedy minął ten czas?

Dzieci rozwijają się w tak szybkim tempie, że naprawdę łatwo przegapić ten moment. Bo niemowlęctwo to tylko moment. Nie chcę go stracić. Teraz odłożę obowiązki na bliżej nieokreślone "później" nie tylko dlatego, że mój synek tego potrzebuje. Ja też tego potrzebuję. Potrzebuję być blisko niego, obserwować każdą zmianę, być świadkiem nowych odkryć i umiejętności. Być przy nim, kiedy powoli, a jednocześnie tak bardzo szybko, moje dziecko przeobraża się w zupełnie dorosłego człowieka.

Synku, proszę, dorastaj trochę wolniej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz